ocean ocean ocean szu szu szu
och, nic wiecej na dzis, jestem zmeczona, nadrobie zaleglosci za wczoraj i dzis jutro.
w ultraskrocie:
wczoraj - szlajanie sie po miescie, plaza, portugalska kolacja przyszykowana przez tanie i davida, miedzynarodowe towarzystwo, komiksy, rozmowy, muzyka muzyka do 4 nad ranem
dzis - ocean szu szu, czerwone kolana i nos, nauka kaligrafii, bibulki, tusze, nieznosna w tym wypadku leworecznosc, maly wypad do ukrytego w XVII-wiecznym palacu baru. palac na pol barokowy, na pol marokanski, bar bardzo portugalski, z bardzo portugalska salatka z bobu, naci pietruszki i chorizo, ktorej musialam sprobowac. rozmowy na tarasie z widokiem na malenki zatloczony placyk, aha, i jutro ide tam zjesc lunch.
a dzis ide spac.
jutrzejsza noc spedze juz w pociagu do madrytu. z madrytu do hendaye(?), z hendaye do bordeaux. uff.