Coraz bardziej glodna obnizam kryteria i szukam juz tylko miesjca, w ktorym pizza najbardziej przypomina te, ktora jadlam w Marsylii. Doprawdy, latwiej znalexc dobra pizze w dowolnym miescie Francji niz we Wloszech. Otatecznie wchodze do przytulnego baru, dostaje kawalek moze troche za grubej pizzy, ale za to z prosciutto crudo, z czarnymi oliwkami, z kawalkami pomidorow w sosie, pachnaca bazylia, oliwa, chrupiaca... a to wszystko przy drewnianym stoliku na malenkiej, starej uliczce, gdzies juz na drodze do domu. Potem jestem juz tak rozleniwiona ze mysle juz tylko o powrocie i rozeznaniu sie w tym, kim naprawde jest M.
M. wita mnie swoim usmiechem totalnym. Musze przyznac, ze taki usmiech nie tylko nie przekonuje mnie do niego, ale wrecz wzbudza podejrzenia. Hola, hola, prosze pana. Prosze mi sie tu tak filmowo nie umiechac, tylko gadac do rzeczy. Uno: ... hmm no i tu powinno pasc jakies rzeczowe pytanie, ale "kim jestes" albo "quo vadis" moga nie zalatwic sprawy. Poznawanie sie to przeciez dlugi proces. Jednak my zaczynamy ten proces od przystawki: bruschetta (czy bez pomidorow to nadal bruschetta?) okey, grzanka z sardynkami w aromatycznej marynacie przygotowanymi w domu od poczatku do konca to niezly wstep. M. pyta czy wciaz jestem glodna, a ja od momentu opuszczenia Berlina jestem przeciez wciaz glodna, jak tu nie byc glodna w Lizbonie, w Nantes, w Rzymie, kiedy najprawdziwsze lokalne jedzenie szykuja dla ciebie najpawdziwsi lokalni mistrzowie... wiec M. szykuje arrabiate a ja obserwuje, ucze sie, pytam, i tak zaczyna sie rozmowa,kontynuowana przy stole, co chwila przerywana wybuchami smiechu, historyjkami ktore trzeba pokazac, lekcjami geografii na serwetce i lekcjami historii rowniez na serwetce, tylko jeszcze bardziej brudnej. I M. to zloty czlowiek. Multitalent kontynuujacy tradycje leonarda da vinci. Czlowiek pracy. Budowniczy. Podroznik. Muzyk. Komik. Kucharz. Zwyczajny facet, ktory naprawde kocha ludzi i ma dojrzale, madre, niezwykle podejscie do zycia. No, fajny facet po prostu.
Wiec ten fajny facet poszedl juz spac, bo wstaje jutro o 7 do pracy, ja juz koncze pisac, bo kto to wszystko zdola potem przeczytac, a poza tym nie chce przespac kolejnego rzymskiego dnia, norka pozostala norka, ale nevermind (arrabiata ponad wszystko), zyje, mam sie dobrze, jestem szczesliwa.