A raczej nauka i sluchanie starszych. Zatrzymalismy sie u Kevina, ktory ma ogromna liste gosci,ktorzy wystawili mu wspaniale rekomendacje. Zawierzylysmy im i slusznie: Kevin wie o podrozach wiecej niz... niejeden hmm podroznik. Byl w Indiach, Laosie, Meksyku i pewnie calej Europie. U Kevina zastalysmy Marie z Kanady - od szesiu mcy w trasie. Ogladamy wspolnie ich dzienniki z podrozy, papierowe, i zaczynam myslec o przewadze tej formy kolekcjonowania wrazen nad ta, ktora wymaga dostepu do sieci i pieprzonej francuskiej klawiatury (argh). Byc moze kiedy bede podrozowac juz sama, zdecyduje sie na prowadzenie dziennika. Kiedy bede juz sama, ilosc mysli, ktore trzeba przetransferowac, by nie zajmowaly juz wiecej umyslu, bedzie zwielokrotniona. Na razie jest Ola. Wymiana mysli na biezaco. W pociagu studiowalam mapy i przewodniki. W planach, na razie m€tnych, pojawily sie Wlochy. Rzym. Ola zaleca tez zeby znalezc sobie tak o, dla odmiany, jakis hiszpanski Tarnow. Ciezko bezie ale moze sie uda.
Pierwsze wrazenie z Marsylii: rozkoszne pomaranczowo-zolte metro z rozowo-czarna murzynka i czerwono-zlotym marokanczykiem. Cudo.
A jutro: les plages. Na folderze z planem metra jest zdjecie podpisane "les plages". Podoba nam sie.
Caluski, buziaczki, mua, mua.